wtorek, 1 maja 2018

Majówka 2018

Rok temu buszowaliśmy w górach, a dziś wpis z cyklu podróże małe i duże;)


Ponieważ ja nie do końca lubię siedzieć na miejscu, w tym roku postanowiliśmy pokręcić się niedaleko domu.
Dziś wybraliśmy się na Stawy Milickie, które są unikatem na skalę europejską. Są siedliskiem wielu gatunków ptactwa wodnego, wpisane są również na listę Leaving Lakes.
Niestety wybraliśmy się tam bez lornetki, a warto podkreślić, że miejsce to jest rajem dla zapalonych ornitologów, choć patrząc jakim sprzętem dysponowali tam "podglądacze", my wygladalibyśmy jak przysłowiowy ubogi krewny;)
Ale warto było pojechać, wyciszyć sie i zrelaksować. A przede wszystkim pobyć ze sobą:)





















Zosia potrenowała robienie zdjęć, poobserowaliśmy przyrodę i zjedliśmy piknik na świeżym powietrzu:)
A jak matka bierze dwie zupy, bo dziecię jest vege i zapomni garnuszka, to... grzeje jedno w drugim...


Zabrakło nam na trasie miejsc postojowych w lesie.
Jedyne jakie znaleźliśmy znajdowało się kawałeczek za Żmigrodem. W Rudzie Milickiej przy parkingu również zagospodarowano przestrzeń z ławkami, ale szukaliśmy bardziej kameralnego miejsca. Zwrociliśmy też w drodze powrotnej uwagę, że tzw. MOP'ów (miejsce obsługi podróżujących) jest więcej w kierunku Wrocławia niż Poznania.
Dzień zdecydowanie zaliczamy do udanych, choć młodzi chyba za mało wymęczeni, bo buzie im się nadal nie zamykają;)

Donoszę również, ze kardigan sprawdza sie w plenerze super:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz