NIE!
Takiego maratonu z odwiedzinami i kolędowaniem jak w tym roku jeszcze nie mieliśmy:)
Wigilia - tradycyjnie u rodziców, w lesie, na wsi.
Tylko śniegu brakowało...
Przed wyjazdem do rodziców tradycyjnie odwiedziliśmy groby bliskich, zapalając znicz i zostawiając stroiki - choinki z poprzedniego wpisu.
Po wieczerzy pojechaliśmy wszyscy na pasterkę, po której kolędowaliśmy do drugiej:)
W pierwszy dzień świąt byliśmy z wizytą u koleżanek z lat dzieciństwa, później u jednej cioci, u kuzynki i na przemiłej kolacji z sąsiadami:)
Drugi dzień świąt też obfitował w rodzinne spotkania tym razem u nas w domu:
Jeszcze po żadnych świętach nie czułam się tak zmęczona, ale wiecie co?
Było warto:)
Fantastycznie spędzony czas w gronie najbliższych, wiele ciepłych i dobrych słów, wspomnień, salwy śmiechu!
Tego nic nie zastąpi, potrzebne są takie chwile i nieważne, że będziemy spali krócej niż planowaliśmy, nie szkodzi, że wstaniemy później niż chcieliśmy, a dzień zaczniemy od obiadu, pomijając wyjątkowo śniadanie...
A żeby było mało, dzisiejszy wieczór spędziliśmy z przyjaciółmi grając w pokera;)
(ja byłam bacznym obserwatorem;)
A tak pokrótce wyglądały nasze świąteczne radości i zaskoczenia:)
Prezenty dzieciaków - ich mina po otwarciu paczek była bezcenna:)
I mój prezent - moja mina też była bezcenna:)
Dostałam jeszcze piękny perfum, ale niestety zapachu Wam nie oddam;)
Choć przyznam, że obawiam się nieco o pogodę, po stać ileś czasu przy -8 mając w perspektywie Sylwestra (w ub. roku Kacperek się rozchorował i miał 39,5) jest mało zachęcająca...
Mam nadzieję, że Wasze Święta także minęły w ciepłej, rodzinnej atmosferze:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz