Dziś wypsikane offem, w związku z czym komary - bandyty, były mniej agresywne, ale i tak próbowały sił:(
Pojechały baby rowerami - wyprawa prawie ekstremalna (jak to Zosia stwierdziła - z całej wyprawy najlepsza była droga, ale Ona tak ma dziwnie...), przez kałuże i błocko, ale baby dojechały tam, gdzie chciały... bo kto, jak nie my?!
No i baby nazbierały przez dwie godziny - pół kosza:)
Będzie na obiad jutro i na niejeden w środku zimy;)
Oczywiście nie mogłam nie robić zdjęć:)
I wrzos cudny...
No i mrowisko oczywiście:)
Tego mi wczoraj zabrakło:)
Takie cudo znalazła Zosia w lesie. Mnie ta piękność dała się obfocić:)
To jest siła i chęć przetrwania - ten grzyb wyrastał z ... sosny:)
Zdjęcia powyżej?
No cóż - Opowieści z mchu i paproci;)
A jutro na obiad kaszotto z grzybami leśnymi i duuuużą ilością zielonej pietruszki!
Bardzo lubię korzystać z tego, co za darmo daje natura:)
Cóż za fajna wyprawa! Pachnące grzyby, jaszczurka i wrzosy... pięknie!
OdpowiedzUsuń