A proszę bardzo:)
My się na wsi nigdy nie nudzimy.
W Osłoninie spędzałam wakacje od małego bąka, prze okres nastoletni, dorosły i teraz jako mama.
Że jest to mój azyl i moje miejsce na ziemi, pełne wspomnień, dreszczyku emocji i pięknych miejsc pisałam niejednokrotnie...
Nie chcę się powtarzać;)
Ten weekend obfitował w niespodziewane spotkania, wspólne wypady i zwiedzanie:)
No dobra, to po kolei...
U moich rodziców - mój azyl:)
Piątek - wyprawa do Wielenia, niespodziewany telefon od koleżanki i świetne spotkanie przy... piwie;)
Ulewa przeczekana pod przydrożną lipą - my na jednym, koleżanka na drugim końcu tej samej ulicy;)
Sobota - plażing - smażing z Anetą, Marcinem i łącznie dziewiątką dzieciaków:)
Oj było wesoło;)
A po obiedzie Sława...
Sławę pamiętałam z wyjazdów z rodzicami (jako dziecko, za czasów PRL-u) po zakupy.
W mojej pamięci był pewien pawilon, w którym ( jak to kiedyś) było mydło i powidło czyli wszystko i nic, a tuż obok restauracja, w której co weekend były dancingi...
W sobotę odkryłam przepiękny park miejski, cudowną plażę i promenadę z uroczymi knajpkami, prawie jak nad morzem...'
\
I do tego nazwy ulic... Aleja Letniej Nocy, Czarodziejska, Aleja Marzeń...
Takie pozytywnie zakręcone:)
W sobotę ponownie plaża, lody i leniuchowanie:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz