W nawiązaniu do posta z "samego rana", prezentuję nasz "jubileuszowy" obiad.
Mąż po pracy (wrócił ok. 14), ja po chorobie i z "kwitnącym afti" w nietypowym miejscu jamy ustnej, po prostu żyć nie umierać, ale też i nie jeść (przełykać) normalnie fantastico....
A co na obiad?
Zapiekane ziemniaczki z tymiankiem, polędwiczka wieprzowa z cebulką + mix. sałat z rukolą + sos włoski...
Czy smakowało...?
Hmmm....:
- Zosiu, jak mięsko?
- No niezbyt... niby jest dobre, ale takie sobie..., ale ziemniaczki są dobre...
- Kacperek, jak ziemniaczki?
- Mi nie smakują, ale mięsko bardzo dobre....
A niby po jednym ojcu i jednej matce, na jednym garnku chowane....
Tylko smaki i apetyty różne...
Bon appetito!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz